Wróciliśmy już do Polski. Pierwsza myśl: zimno, ciemno i ten tego… co my tu robimy? :O Ale zaraz za nią przyszła pozytywna refleksja, że w sumie w Chile parę rzeczy też jest trochę…nie do końca tak jak byśmy sobie to wymarzyli. Poczytajcie sobie przy niedzielnej kawce na poprawę humoru, zapraszamy, wzrost postawy patriotycznej gwarantowany 😉
10 rzeczy dla których nie warto jechać do Chile
1. Dobra kawa
Niby cała Ameryka Południowa to kolebka kawy, więc powinniśmy tu znaleźć szeroki wybór świetnych gatunkowo ziarenek tego czarnego złota. Niestety, miłośnicy kawy przejdą tu ciężkie chwile…Na pocieszenie każdy Chilijczyk podetknie pod nos Coca Colę, czyli narodowy napój Chile:P
2. Niskie ceny
Przyzwyczajeni do wypraw na wschód od naszego kraju, naiwnie myśleliśmy, że w Ameryce Południowej, kontynencie krajów rozwijających się, tak jak w Azji będzie można zjeść smacznie i tanio. No cóż, powiemy szczerze: jadąc do Chile, nastawcie się na ceny posiłków w restauracjach dwukrotnie wyższe niż w Polsce. Ceny w supermarketach bardzo podobnie, z wyjątkiem bułek i Coca Coli.
3. Zdrowa żywność
Quinoa, stewia – te modne, zdrowe produkty, pochodzące z Ameryki Południowej znajdziesz w rozsądnych cenach w każdym sklepie. Jednak na tym niestety kończy się spotkanie ze zdrową żywnością w Chile. Oni nawet do soku jabłkowego potrafią dorzucić gumę guar…:(
4. Wyszukane dania kuchni lokalnej
Kiedy myślę narodowe danie Chile to mówię… Hot-dog i Coca Cola! Dla odmiany mogę jeszcze zaproponować chorillanę, czyli frytki z parówką, mięsem i jajkiem sadzonym, a wszystko polane obowiązkowym majonezem. My nie mamy wyszukanych gustów kulinarnych, więc frytki z Colą były ok, ale niektórych może to zmęczyć 😉 Nawet na głównym placu Santiago, w wykładanej marmurami restauracji dostaniecie hamburgera z Colą (:D), tylko że trzy razy droższego niż na mniej reprezentacyjnej ulicy. Kiedy zapytaliśmy naszych chilijskich znajomych, gdzie można dobrze zjeść, odpowiedzieli, że wyłącznie w restauracjach serwujących kuchnię peruwiańską 😉
5. Jedzenie bez masy kajmakowej
Nie lubisz, no naprawdę? No to masz problem! Trudno to sobie wyobrazić, ale 90% ciastek i ciast, które znajdziesz w cukierni są przekładane masą krówkową 😀 Powiem szczerze, mimo że za nią przepadamy, to po trzech miesiącach mamy trochę dość 😉
6. Wybitna architektura
Niestety położenie w „Pierścieniu Ognia” powoduje, że niewiele budynków, które jeszcze stoją w Chile po licznych trzęsieniach ziemi, ma więcej niż sto lat.
7. Objadanie się w gościach
Chilijczycy są bardzo mili i gościnni, ale podejmowanie gości rozumieją zupełnie inaczej niż Polacy. Nie raz zdarzyło nam się siedzieć kilka godzin u znajomych bez propozycji podania nawet szklanki wody! W Polsce to po prostu niewyobrażalne, a w Chile norma 🙂 Jak zaprosili na pogaduchy, to na pogaduchy, a nie na królewski poczęstunek. Mieszkając kilka lat wcześniej w Danii doświadczyliśmy zupełnie podobnego podejścia. Okazuje się, że „polska gościnność” to naprawdę coś, z czego możemy być dumni!
8. Kiwanie z uznaniem głową na hasło: „Jestem z Polski!”
Robiłam w Chile małą sondę uliczną z pytaniem „Z czym kojarzy Ci się Polska”. I wiecie jaka była odpowiedź? Z NICZYM :p Haha, nawet niewiele osób wie, że istnieje taki kraj. W wielu miastach znajdziecie ulice im. Jana Pawła II, ale nie liczcie na to, że ktoś będzie wiedział, że Juan Pablo Secondo był Polakiem. Swoją drogą, Polska to dla przeciętnego mieszkańca Ameryki Południowej maleńki kraik, oddalony o kilkanaście tysięcy kilometrów, więc trudno się dziwić.
9. Oczekujesz więcej niż 15 st. w mieszkaniu w nocy
Chilijczycy dosłownie ZAFASCYNOWALI nas podejściem do zimna. W wypasionym apartamencie, z basenem i siłką, mieliśmy pojedyncze okna „z dykty” przez które w te i we wte hulał wesoło wiatr, a za ogrzewanie służyły wyłącznie małe piecyki elektryczne (do wyboru jeszcze są popularniejsze, bo dużo tańsze, smrodliwe piecyki naftowe, a w domkach jednorodzinnych kozy). Rozwiązaniem Chilijczyków jest przykrywanie się niezliczoną warstwą kocy – dokładanie kolejnych wraz ze zbliżaniem się zimy.
10. Porozumienie się w innym języku niż hiszpański
Hiszpański to jeden z najszybszych języków świata, a chilijski to chyba jakaś jego wersja turbo. Władając jak my podstawowym kastylijskim ma się problem, bo po prośbie: „wolniej bardzo proszę” niestety nie następuje zwolnienie… Chilijczykom po prostu w głowie się nie mieści, że ktoś może nie mówić po hiszpańsku 😉 Ale nie martwcie się, jest na to sposób – trzeba mieć zawsze przy sobie kartkę i długopis i poprosić o zapisanie odpowiedzi na zadane przez nas pytanie 🙂
Na koniec pozwólcie, że podzielę się z Wami „Odą do Frytek”, z jednego z barów w środkowym Chile, będącej dla mnie kwintesencją chilijskiego podejścia do fast-foodów 😉