Od poprzedniego wpisu minął już ponad tydzień, z internetem było kiepsko i stąd brak wieści od nas przez tak długi czas. Mamy Wam tyle do opowiedzenia!
Od kiedy przestaliśmy mieszkać w Valparaiso i wyruszylismy w kilkunastodniową wędrówkę po Atacamie, codziennie oglądamy coś niezwykłego, a to pierwsza fatamorgana:
a to pierwsza trąba piaskowa:
a to pierwszy efekt halo z pyłem z pustyni:
a to pierwsza oaza:
a to pierwsza pustynia solna:
Największe wrażenie zrobiła na mnie pustynia i codzienna walka miejscowej ludności z jej potęgą, wyszarpywanie z piasku kilku poletek pod uprawę kukurydzy czy qinoi. Niby wie się, że w Egipcie właśnie w takich warunkach powstało jedno z najpotężniejszych imperiów starożytności, ale to zupełnie co innego zobaczyć na własne oczy te prymitywne systemy irygacyjne, dzięki którym życie na pustyni stało się możliwe:
Ba, co więcej, nie jest to jakaś tam sobie marna egzystencja, ale rozwija się w takich warunkach zaawansowana kultura Indian Atacamenos, łącznie z mumifikacją (czasowo wyprzedzającą Egipcjan) i prowadzeniem regularnego handlu z ludami wybrzeża Oceanu Spokojnego, wymagająca pokonywania setek kilometrów przez rozgrzaną, śmiertelnie niebezpieczną pustynię.
Większość naszego pobytu nocowaliśmy na campingu Tribu w San Pedro de Atacama, prowadzonym przez świetną Indiankę i poetkę. Dwa ostatnie dni spaliśmy na świetnym campingu Icnitas w Pice, w miejscowości położonej ok. 300 km dalej na północ, rajskiej oazie z gorącymi źródłami:
Okazuje się, że nawet w upale kąpiel w ciepłej wodzie jest przyjemna:) To w Pice również rosną najsmaczniejsze cytrusy w całym Chile. Jak powiedział nam jeden z mieszkańców, aby otrzymać idealne cytryny, pomarańcze czy mango, potrzeba trzech warunków, które spełnione są właśnie w Pice:
- Wysoki poziom promieniowania UV (stety/niestety to właśnie w okolicach Pici osiąga najwyższe średnio oczne wartości z całeg obszaru Chile)
- Czysta, smaczna woda (wody pobierane przez miejscowe cytrusy płyną głęboko pod ziemią, a wypływają wprost z nieskażonego terenu chilijskich Andów
- Odpowiednia gleba (okazuje się, że cytrusy najlepiej rosną na piasku).
Dlatego obowiązkowym punktem wycieczki do Piki jest degustacja świeżo wyciskanych soków> mniaaam!
No dobra, soki sokami, ale teraz będzie bomba: w pobliżu Pici znajdują się najprawdziwsze GEOGLIFY, takie jak te z płaskowyżu Nazca! Poznajcie El Gigante, inkaskiego szamana, strzegącego głównego traktu imperium Inków, na drodze do ich południowych, świeżo podbitych rubieży:
A tutaj kilka sympatycznych lam i postaci ludzkich. Kto wie, może to wyobrażenie lamowych karawan, które przecież przez tysiące lat slużyły tutejszym Indianom Atacamenos i Pica/Tarrapaca do liczących setki kilometrów wędrówek przez pustynię:
Mamy nadzieję, że podobała się Wam podróż przez pustynię, uściski!
a